Praca w tym domu przynosiła mi dobre dochody. Dzięki niej miałam możliwość kontynuować wymarzone studia oraz spłacać kredyt za małe mieszkanko. Wszystko byłoby idealne gdyby nie szefowa. Ta kobieta to okaz należący do najgorszych zołz z jakimi miałam do czynienia. Właściwie na początku zastanawiało mnie po co państwu Lynch służąca, przecież ta kobieta nie pracuje. Dopiero po tygodniu pracy w posiadłości dostrzegłam brak jej obecności. Wychodziła rano, wracała po południu o ile akurat nie chodziła na imprezę z przyjaciółkami. Jak już była w domu rozkazywała mi to na prawo to na lewo co mam robić, także wolałam pracować pod jej nieobecność. Dziś akurat na moje nieszczęście pozostała w domu.
-Lauro, ty nieudacznico! Mówiłam, żebyś uważała jak prasujesz ten materiał!- wpadła do kuchni ze spodniami satynowymi w ręku- Co ty robisz? Leżysz i zarabiasz jak mało kto! Powinnam cię zwolnić!
Patrzyłyśmy sobie w oczy, zwykle robimy tak dopóki nie spuszczę wzroku i nie dam jej przewagi. Pan Ross wychylił głowę przez futrynę.
Dałam za wygraną, nie chciałam narażać się także jemu.
-Przepraszam.- nie zabrzmiało to z moich ust zbyt szczerze, jednak to bez znaczenia. Ważne było bym okazała skruchę i posłuszeństwo, nie liczyła się szczerość. W taki sposób szefowa pieściła swoje ego, a jeśli to ma mi pomóc w utrzymaniu pracy, to proszę bardzo. Może mnie wykorzystywać.
-Żeby to się nie powtórzyło- pogroziła palcem jak to miała w zwyczaju. Niechętnie skinęłam głową. Przy panu Rossie zawsze stopowała, zakładała maskę.
-Oczywiście- potwierdziłam nie unosząc wzroku- To ja pójdę sprawdzić co z Olivią- dodałam.
-Lauro zanim pójdziesz do Olivii...czy mogłabyś zrobić mi kawę? Nikt nie robi tak dobrej jak ty- pan Ross przeszywał mnie zmysłowym spojrzeniem. Po paru miesiącach pracy w końcu udało mi się opanować działanie ciała na jego obecność. Na początku to był koszmar, trzęsienie rąk przy niesieniu szklanki, rumieńce, pocenie ciała. To działo się nie bez powodu, pan Lynch należy do facetów przy których rozum wpada w stan uśpienia, a ciało żyje własnym życiem. Przy długie blond włosy opadały na oczy, a wtedy seksownym ruchem głowy układał je w grzywkę na chwilę by potem wracały do niegrzecznego nieładu.
Pociągał mnie, zresztą nie tylko mnie. Połowa żeńskiej części pracowników doświadczała tego co ja.
-Kotku, ja ci zrobię. Laura nie jest tutaj po to aby wykonywać moje obowiązki- wtrąciła szefowa.
Doprawdy?~chciałam zapytać lecz utrzymałam język za zębami.
-Rozumiem, Lay. Laura nie jest moją służącą, ale ona robi dużo lepszą kawę od ciebie, nie obraź się słońce. Ty za to masz inne zdolności- powiedział i wyszedł zanim pani Layken zdołała mu cokolwiek odpowiedzieć.
Niby wspomniał tylko o kawie, ale moje serce od lekkiej pochwały już najchętniej wyskoczyłoby z piersi i poleciało do niego.
-Lauro, chcę żebyś złożyła wymówienie o pracę- syknęła- Spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd.
To nie może mieć takiego zakończenia. Potrzebuję tej pracy. Jeszcze tylko pół roku...
-Dlaczego mi to robisz, Layken? - pierwszy raz zwróciłam się do niej po imieniu.
-Mogę cię spytać o to samo- zarechotała- Patrzysz na Rossa jak na boga, myślisz, że tego nie zauważyłam? A moja córka traktuje cię jak matkę. Dlaczego chcesz mi ich zabrać?
Zaskoczyła mnie swoją bezpośredniością. Nawet przez myśl nie przeszłoby mi uczynienie takich okropnych rzeczy. Do moich powiek napłynęły łzy. W domu nigdy nie było łatwo, nauczono mnie doceniać to co ma się w posiadaniu bez względu na wartość rzeczy. Moja matka urabiała ręce w ciężkiej pracy żebym miała co jeść, abym miała co założyć na siebie. Na ojca narkomana nawet nie miałam co liczyć, jedyne co od niego dostawałam to nowe rany na nadgarstach i udach. Nie dosłownie, po prostu powodował, że odechciewało mi się żyć, chciałam ułatwić mu pozbycie się niechcianego dziecka. Rodzice nie ukrywali przede mną istotnego faktu, którym mianowicie było uświadomienie mi, że byłam wpadką. Przeprowadziłam na ten temat ważną rozmowę z mamą, okazała mi swoją miłość. Podobno pokochała mnie już w pierwszej chwili, gdy trzymała mnie na rękach. Podczas ciąży myślała o mnie jak o problemie. Nie była gotowa na dziecko, jednak udowodniła swoją siłę. Pokazała mi co znaczy kochać i poświęcać się dla ukochanej osoby.
-Nie wierzę w to co usłyszałam z twoich ust, Layken. Nigdy nie zdobyłabym się na budowanie swojego szczęścia na fundamentach czyjegoś nieszczęścia- wyznałam zachrypniętym od wstrzymywanego płaczu głosem.
Widząc mój stan uśmiechęła się kpiąco.
-Przykro mi, znam twoją sytuację, ty też. Mogłaś choć okazać starania. Do widzenia- wskazała ręką drzwi.
Od niechcenia rozwiązałam swój fartuszek, zdjęłam przez głowę. Layken śledziła uważnie z wyższością każdy mój ruch. Powoli z dokładnością złożyłam materiał w kostkę, następnie położyłam na blacie kuchennym. Spojrzałam ostatni raz w jej chciwe oczy, mimowolnie wymusiłam uśmiech w nadzieji zbicia byłej szefowej z tropu. Nic z tego, rozbawienie i kpina w jej tęczówkach były widoczne. Ta kobieta uwielbiała pozbywać się ze mnie ostatniej kropelki pewności siebie. Karcenie mojego ego jak przycinanie go nożyczkami było dla niej najlepszą zabawą.
Pokierowałam się w stronę drzwi bez słowa. Żadnego dziękuję, przepraszam, do widzenia. Byłam wolna od tortur, lecz teraz zostałam zarzucona wiele cięższymi obowiązkami. Bez dochodów, bez studiów, bez mieszkania. Odebrała mi wszystko, wygrała więcej niż mogła. Sama jej na to pozwoliłam.
*
Spakowałam swoje rzeczy do małej, podręcznej torby. Mało miałam tu rzeczy, tylko nieraz miałam okazję nocować w tym domu. Udałam się do pokoju Olivii. Bez względu na zdanie Layken, musiałam pożegnać tą małą istotkę.
-Lari!- dziewczynka wskoczyła sprawnie na moje ręce- Pobawisz się ze mną? Proooszęęę- zrobiła swoją sławną przekonującą minkę. Chyba każde dziecko ma swoją mimikę twarzy, którą zmiękczy serce każdego dorosłego, bez wyjątków.
-Przepraszam, Liv. Nie pobawię się z tobą teraz.
-A jutro?
-Też nie- mówiłam z sercem wdeptanym w ziemię.
-To kiedy?
-Nie wiem, przepraszam. Przyszłam tu tylko żeby się pożegnać.
-Odchodzisz ode mnie? Zostań! Proszęęę!- czułam jak moje ramie, w które była wtulona twarz dziewczynki robi się coraz bardziej wilgotne od jej łez.
Muszę jak najszybciej opuścić to miejsce żebym nie błagała Layken na kolanach aby przyjęła mnie z powrotem.
-Nie mogę. Kocham Cię, pamiętaj- wyszeptałam wprost do ucha dziewczynki.
-Ja ciebie też- wybełkotała.
*
Na korytarzu wpadłam na pana Rossa. Miałam szansę na uniknięcie tego spotkania, niestety wyszedł swoim perfekcyjnym krokiem z gabinetu w ostatniej chwili. Serce ustanęło w miejscu, oddech przyspieszył do niewyobrażalnej ilości zaczerpnięć powietrza.
-Nie dostałem swojej kawy, czyżbym był zbyt mało przekonujący?- zagadnął z urzekającym uśmiechem. Dopiero później dostrzegł torbę w mojej ręce. Z twarzy nie mogłam nic u niego odczytać- Bierze pani urlop?
-Tak, wieczny- wymamrotałam.
-Zwolniła cię?- zdecydowanie wyłapałam smutek, żal, niedowierzanie. Jego rysy twarzy potwierdzały reakcję głosu.
-Tak- potwierdziłam.
Nie umiałam rozmawiać z nim normalnie. Moje odpowiedzi zawsze były półsłówkami, nigdy sama o nic nie pytałam. Nie potrafiłabym i tak i tak skleić podczas rozmowy z tym mężczyzną żadnej logicznej wypowiedzi bądź odpowiedzi. Onieśmielał mnie.
-Dlaczego?- pytał tak jakby było mu szkoda mojego odejścia. Pewnie mam omamy, bogaty przedsiębiorca nie żałowałby pierwszej lepszej służącej.
-Bo...bo tak. Pójdę...j~już- wskazałam drzwi wyjściowe za sobą. Zanim odwróciłam się całkowicie, zostałam złapana za nadgarstek przez delikatną dłoń. Dotyk powodował mrowienie, przyjemne uczucie palenia, jakby ogień miał ognisko w miejscu styczności naszych ciał. To było dla mnie dziwne, obce, intymne i zbyt intensywne doznanie.
-Nigdzie nie pójdziesz-zaprotestował- Pracujesz tu dalej. Pogadam z Layken.
-Dziękuję panu- wyjąkałam.
Roześmiał się, to był cudowny dźwięk dla moich uszu. Najpiękniejsza muzyka pieszcząca duszę.
-Mów mi Ross, powtarzam ci to chyba z setny raz. Panem będę po 40, tymczasem nie mam nawet 25-ciu lat. Serio mnie postarzasz, a to niszczy moją atrakcyjność- przegryzł delikatnie dolną wargę, gdzie właśnie powędrował mój wzrok. Podchwycił moje spojrzenie i ponownie jego usta ukazały szeroki uśmiech.
-Masz wysoką pewność siebie, widzę- odezwałam się po dłuższej chwili.
-Lepsza taka niż za niska- uważnie obserwował moją reakcję. Wiedziałam, że ma na myśli mnie.
-No dzięki- jęknęłam, wywołując kolejny u niego napad śmiechu. Tym razem też się roześmiałam wraz z nim.
-Nie ma za co. Przy okazji, masz śliczny śmiech.
O matko! Pierwszy raz pochwalił u mnie coś innego niż zdolność do robienia kawy. Osobiście niezbyt przepadałam za swoim śmiechem, jest zbyt czysty i czuję się jak nastolatka. Wzruszyłam ramionami, bo nie przechodziła mi przez głowę inna odpowiedź lub gest na ten komplement. Nie byłam zbyt ładna, ani nie atrakcyjna. Byłam przeciętnej urody kobietą z niską samooceną co do figury. Styl mojego ubierania był zależny od możliwości finansowych, przez co na zbyt wiele pozwolić sobie nie mogłam.
Być może nie stracę tej pracy. To chyba najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia.
-To ja pójdę rozpakować rzeczy- oświadczyłam łapiąc torbę w rękę.
-Daj, poniosę- chciał przejąć w rękę mój bagaż, ale udało mi się zrobić unik. Z moich ust wydobył się chichot. Odeszłam kręcąc głową.
*
Minął tydzień od ponownego zatrudnienia mnie przez Layken. Przez całe miesiące pracy dla niej nie zrobiłam tyle ile w ciągu tego tygodnia. Mściła się, nienawidziła mnie jeszcze bardziej niż to możliwe. Nie wracałam do swojego mieszkania, nie opłacało mi się o drugiej w nocy, bo o tej kończyłam wykonywanie prac narzucanych przez zołzę. Spałam po 4 godziny, czego następstwem były worki pod oczami, brak siły, wypadanie włosów. Najchętniej rzuciłabym to wszystko, usiadła i pozwoliła łzom płynąc z bezsilności po policzkach.
-Lauro! Zrobiłabyś mi kawę?- najwidoczniej Ross wrócił z delegacji. Nie było go przez cały tydzień, cieszę się z jego powrotu. Teraz podczas jego obecności powinno być łatwiej.
-Jasne!- odkrzyknęłam starając się ukryć w głosie przemęczenie i brak siły na rozchylenie warg.
Zaparzyłam kawę, wycisnęłam do niej trochę pomarańczy, bitej śmietany i dolałam mleka.
Trzęsącymi się dłońmi złapałam kubek i pomaszerowałam do gabinetu Rossa.
Drzwi rozchyliły się. Weszłam do środka, widząc mnie jego oczy mało co nie wyskoczyły. Czułam się brzydka, słaba, zaniedbana.
-Wyglądasz koszmarnie- podsumował mój wygląd.
-Nie ma to jak miłe przywitanie- wymusiłam uśmiech.
Postawiłam przed nim kawę, dotknął mojej dłoni. Znowu opanowało mnie to dziwne uczucie palenia, pragnienia więcej i więcej. Odskoczyłam szybko zanim całkiem zdążyłam zdać się na pragnienia ciała. Pożądanie było wyczuwalne jak powietrze.
-IdŹ do siebie, potrzebujesz odpoczynku.
-Nie mogę!- zaprotestowałam uniesionym tonem. Spojrzał na mnie zaskoczony- Przepraszam. Po prostu Layken nie pozwala mi nawet na chwilę odpoczynku, a co dopiero na kilka dni wolnego- wytłumaczyłam.
-Idź do domu, Lauro. Poczekaj, zawiozę cię.
Nawet nie zamierzałam protestować. To nic by nie dało.
-Lauro, ty nieudacznico! Mówiłam, żebyś uważała jak prasujesz ten materiał!- wpadła do kuchni ze spodniami satynowymi w ręku- Co ty robisz? Leżysz i zarabiasz jak mało kto! Powinnam cię zwolnić!
Patrzyłyśmy sobie w oczy, zwykle robimy tak dopóki nie spuszczę wzroku i nie dam jej przewagi. Pan Ross wychylił głowę przez futrynę.
Dałam za wygraną, nie chciałam narażać się także jemu.
-Przepraszam.- nie zabrzmiało to z moich ust zbyt szczerze, jednak to bez znaczenia. Ważne było bym okazała skruchę i posłuszeństwo, nie liczyła się szczerość. W taki sposób szefowa pieściła swoje ego, a jeśli to ma mi pomóc w utrzymaniu pracy, to proszę bardzo. Może mnie wykorzystywać.
-Żeby to się nie powtórzyło- pogroziła palcem jak to miała w zwyczaju. Niechętnie skinęłam głową. Przy panu Rossie zawsze stopowała, zakładała maskę.
-Oczywiście- potwierdziłam nie unosząc wzroku- To ja pójdę sprawdzić co z Olivią- dodałam.
-Lauro zanim pójdziesz do Olivii...czy mogłabyś zrobić mi kawę? Nikt nie robi tak dobrej jak ty- pan Ross przeszywał mnie zmysłowym spojrzeniem. Po paru miesiącach pracy w końcu udało mi się opanować działanie ciała na jego obecność. Na początku to był koszmar, trzęsienie rąk przy niesieniu szklanki, rumieńce, pocenie ciała. To działo się nie bez powodu, pan Lynch należy do facetów przy których rozum wpada w stan uśpienia, a ciało żyje własnym życiem. Przy długie blond włosy opadały na oczy, a wtedy seksownym ruchem głowy układał je w grzywkę na chwilę by potem wracały do niegrzecznego nieładu.
Pociągał mnie, zresztą nie tylko mnie. Połowa żeńskiej części pracowników doświadczała tego co ja.
-Kotku, ja ci zrobię. Laura nie jest tutaj po to aby wykonywać moje obowiązki- wtrąciła szefowa.
Doprawdy?~chciałam zapytać lecz utrzymałam język za zębami.
-Rozumiem, Lay. Laura nie jest moją służącą, ale ona robi dużo lepszą kawę od ciebie, nie obraź się słońce. Ty za to masz inne zdolności- powiedział i wyszedł zanim pani Layken zdołała mu cokolwiek odpowiedzieć.
Niby wspomniał tylko o kawie, ale moje serce od lekkiej pochwały już najchętniej wyskoczyłoby z piersi i poleciało do niego.
-Lauro, chcę żebyś złożyła wymówienie o pracę- syknęła- Spakuj swoje rzeczy i wynoś się stąd.
To nie może mieć takiego zakończenia. Potrzebuję tej pracy. Jeszcze tylko pół roku...
-Dlaczego mi to robisz, Layken? - pierwszy raz zwróciłam się do niej po imieniu.
-Mogę cię spytać o to samo- zarechotała- Patrzysz na Rossa jak na boga, myślisz, że tego nie zauważyłam? A moja córka traktuje cię jak matkę. Dlaczego chcesz mi ich zabrać?
Zaskoczyła mnie swoją bezpośredniością. Nawet przez myśl nie przeszłoby mi uczynienie takich okropnych rzeczy. Do moich powiek napłynęły łzy. W domu nigdy nie było łatwo, nauczono mnie doceniać to co ma się w posiadaniu bez względu na wartość rzeczy. Moja matka urabiała ręce w ciężkiej pracy żebym miała co jeść, abym miała co założyć na siebie. Na ojca narkomana nawet nie miałam co liczyć, jedyne co od niego dostawałam to nowe rany na nadgarstach i udach. Nie dosłownie, po prostu powodował, że odechciewało mi się żyć, chciałam ułatwić mu pozbycie się niechcianego dziecka. Rodzice nie ukrywali przede mną istotnego faktu, którym mianowicie było uświadomienie mi, że byłam wpadką. Przeprowadziłam na ten temat ważną rozmowę z mamą, okazała mi swoją miłość. Podobno pokochała mnie już w pierwszej chwili, gdy trzymała mnie na rękach. Podczas ciąży myślała o mnie jak o problemie. Nie była gotowa na dziecko, jednak udowodniła swoją siłę. Pokazała mi co znaczy kochać i poświęcać się dla ukochanej osoby.
-Nie wierzę w to co usłyszałam z twoich ust, Layken. Nigdy nie zdobyłabym się na budowanie swojego szczęścia na fundamentach czyjegoś nieszczęścia- wyznałam zachrypniętym od wstrzymywanego płaczu głosem.
Widząc mój stan uśmiechęła się kpiąco.
-Przykro mi, znam twoją sytuację, ty też. Mogłaś choć okazać starania. Do widzenia- wskazała ręką drzwi.
Od niechcenia rozwiązałam swój fartuszek, zdjęłam przez głowę. Layken śledziła uważnie z wyższością każdy mój ruch. Powoli z dokładnością złożyłam materiał w kostkę, następnie położyłam na blacie kuchennym. Spojrzałam ostatni raz w jej chciwe oczy, mimowolnie wymusiłam uśmiech w nadzieji zbicia byłej szefowej z tropu. Nic z tego, rozbawienie i kpina w jej tęczówkach były widoczne. Ta kobieta uwielbiała pozbywać się ze mnie ostatniej kropelki pewności siebie. Karcenie mojego ego jak przycinanie go nożyczkami było dla niej najlepszą zabawą.
Pokierowałam się w stronę drzwi bez słowa. Żadnego dziękuję, przepraszam, do widzenia. Byłam wolna od tortur, lecz teraz zostałam zarzucona wiele cięższymi obowiązkami. Bez dochodów, bez studiów, bez mieszkania. Odebrała mi wszystko, wygrała więcej niż mogła. Sama jej na to pozwoliłam.
*
Spakowałam swoje rzeczy do małej, podręcznej torby. Mało miałam tu rzeczy, tylko nieraz miałam okazję nocować w tym domu. Udałam się do pokoju Olivii. Bez względu na zdanie Layken, musiałam pożegnać tą małą istotkę.
-Lari!- dziewczynka wskoczyła sprawnie na moje ręce- Pobawisz się ze mną? Proooszęęę- zrobiła swoją sławną przekonującą minkę. Chyba każde dziecko ma swoją mimikę twarzy, którą zmiękczy serce każdego dorosłego, bez wyjątków.
-Przepraszam, Liv. Nie pobawię się z tobą teraz.
-A jutro?
-Też nie- mówiłam z sercem wdeptanym w ziemię.
-To kiedy?
-Nie wiem, przepraszam. Przyszłam tu tylko żeby się pożegnać.
-Odchodzisz ode mnie? Zostań! Proszęęę!- czułam jak moje ramie, w które była wtulona twarz dziewczynki robi się coraz bardziej wilgotne od jej łez.
Muszę jak najszybciej opuścić to miejsce żebym nie błagała Layken na kolanach aby przyjęła mnie z powrotem.
-Nie mogę. Kocham Cię, pamiętaj- wyszeptałam wprost do ucha dziewczynki.
-Ja ciebie też- wybełkotała.
*
Na korytarzu wpadłam na pana Rossa. Miałam szansę na uniknięcie tego spotkania, niestety wyszedł swoim perfekcyjnym krokiem z gabinetu w ostatniej chwili. Serce ustanęło w miejscu, oddech przyspieszył do niewyobrażalnej ilości zaczerpnięć powietrza.
-Nie dostałem swojej kawy, czyżbym był zbyt mało przekonujący?- zagadnął z urzekającym uśmiechem. Dopiero później dostrzegł torbę w mojej ręce. Z twarzy nie mogłam nic u niego odczytać- Bierze pani urlop?
-Tak, wieczny- wymamrotałam.
-Zwolniła cię?- zdecydowanie wyłapałam smutek, żal, niedowierzanie. Jego rysy twarzy potwierdzały reakcję głosu.
-Tak- potwierdziłam.
Nie umiałam rozmawiać z nim normalnie. Moje odpowiedzi zawsze były półsłówkami, nigdy sama o nic nie pytałam. Nie potrafiłabym i tak i tak skleić podczas rozmowy z tym mężczyzną żadnej logicznej wypowiedzi bądź odpowiedzi. Onieśmielał mnie.
-Dlaczego?- pytał tak jakby było mu szkoda mojego odejścia. Pewnie mam omamy, bogaty przedsiębiorca nie żałowałby pierwszej lepszej służącej.
-Bo...bo tak. Pójdę...j~już- wskazałam drzwi wyjściowe za sobą. Zanim odwróciłam się całkowicie, zostałam złapana za nadgarstek przez delikatną dłoń. Dotyk powodował mrowienie, przyjemne uczucie palenia, jakby ogień miał ognisko w miejscu styczności naszych ciał. To było dla mnie dziwne, obce, intymne i zbyt intensywne doznanie.
-Nigdzie nie pójdziesz-zaprotestował- Pracujesz tu dalej. Pogadam z Layken.
-Dziękuję panu- wyjąkałam.
Roześmiał się, to był cudowny dźwięk dla moich uszu. Najpiękniejsza muzyka pieszcząca duszę.
-Mów mi Ross, powtarzam ci to chyba z setny raz. Panem będę po 40, tymczasem nie mam nawet 25-ciu lat. Serio mnie postarzasz, a to niszczy moją atrakcyjność- przegryzł delikatnie dolną wargę, gdzie właśnie powędrował mój wzrok. Podchwycił moje spojrzenie i ponownie jego usta ukazały szeroki uśmiech.
-Masz wysoką pewność siebie, widzę- odezwałam się po dłuższej chwili.
-Lepsza taka niż za niska- uważnie obserwował moją reakcję. Wiedziałam, że ma na myśli mnie.
-No dzięki- jęknęłam, wywołując kolejny u niego napad śmiechu. Tym razem też się roześmiałam wraz z nim.
-Nie ma za co. Przy okazji, masz śliczny śmiech.
O matko! Pierwszy raz pochwalił u mnie coś innego niż zdolność do robienia kawy. Osobiście niezbyt przepadałam za swoim śmiechem, jest zbyt czysty i czuję się jak nastolatka. Wzruszyłam ramionami, bo nie przechodziła mi przez głowę inna odpowiedź lub gest na ten komplement. Nie byłam zbyt ładna, ani nie atrakcyjna. Byłam przeciętnej urody kobietą z niską samooceną co do figury. Styl mojego ubierania był zależny od możliwości finansowych, przez co na zbyt wiele pozwolić sobie nie mogłam.
Być może nie stracę tej pracy. To chyba najlepsza wiadomość dzisiejszego dnia.
-To ja pójdę rozpakować rzeczy- oświadczyłam łapiąc torbę w rękę.
-Daj, poniosę- chciał przejąć w rękę mój bagaż, ale udało mi się zrobić unik. Z moich ust wydobył się chichot. Odeszłam kręcąc głową.
*
Minął tydzień od ponownego zatrudnienia mnie przez Layken. Przez całe miesiące pracy dla niej nie zrobiłam tyle ile w ciągu tego tygodnia. Mściła się, nienawidziła mnie jeszcze bardziej niż to możliwe. Nie wracałam do swojego mieszkania, nie opłacało mi się o drugiej w nocy, bo o tej kończyłam wykonywanie prac narzucanych przez zołzę. Spałam po 4 godziny, czego następstwem były worki pod oczami, brak siły, wypadanie włosów. Najchętniej rzuciłabym to wszystko, usiadła i pozwoliła łzom płynąc z bezsilności po policzkach.
-Lauro! Zrobiłabyś mi kawę?- najwidoczniej Ross wrócił z delegacji. Nie było go przez cały tydzień, cieszę się z jego powrotu. Teraz podczas jego obecności powinno być łatwiej.
-Jasne!- odkrzyknęłam starając się ukryć w głosie przemęczenie i brak siły na rozchylenie warg.
Zaparzyłam kawę, wycisnęłam do niej trochę pomarańczy, bitej śmietany i dolałam mleka.
Trzęsącymi się dłońmi złapałam kubek i pomaszerowałam do gabinetu Rossa.
Drzwi rozchyliły się. Weszłam do środka, widząc mnie jego oczy mało co nie wyskoczyły. Czułam się brzydka, słaba, zaniedbana.
-Wyglądasz koszmarnie- podsumował mój wygląd.
-Nie ma to jak miłe przywitanie- wymusiłam uśmiech.
Postawiłam przed nim kawę, dotknął mojej dłoni. Znowu opanowało mnie to dziwne uczucie palenia, pragnienia więcej i więcej. Odskoczyłam szybko zanim całkiem zdążyłam zdać się na pragnienia ciała. Pożądanie było wyczuwalne jak powietrze.
-IdŹ do siebie, potrzebujesz odpoczynku.
-Nie mogę!- zaprotestowałam uniesionym tonem. Spojrzał na mnie zaskoczony- Przepraszam. Po prostu Layken nie pozwala mi nawet na chwilę odpoczynku, a co dopiero na kilka dni wolnego- wytłumaczyłam.
-Idź do domu, Lauro. Poczekaj, zawiozę cię.
Nawet nie zamierzałam protestować. To nic by nie dało.
Dobra, ten OS ma dwie części.
O kim chcecie kolejnego one shota?
Oprócz Raury.
Mogłabym napisać z Rydellington.
Albo coś z Rocky'm.
~Alex
Świetny one shot :D cudowny cudna historia :) nie mogę się doczekać nexta :***
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie, a następny OS może być o Rocky'm i Alex.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy ^^
OdpowiedzUsuńUcieszyłabym się gdyby kolejny był o rydellington ^^
Super shot :D
OdpowiedzUsuńNastępny fajny byłby z Rydellington ^-^
CZekam na 2 część
OdpowiedzUsuńHmm... Co by tu napisać... Może tak. One Shot jest świetny i czekam na dalszy jego ciąg. Oczywiście blog jest GENIALNY. Nie wiem czy to dobre miejsce na napisanie tego, ale mam pytanie: kiedy dodasz Rozdział 8? Zaciekawiłaś mnie tym obozem na który jedzie Laura i spotkaniem z Rossem, chłopakiem z jej snów. A tu co? Rozdział 7 wstawiłaś pod koniec grudnia a teraz mamy połowę kwietnia... No cóż. Wiem, że raczej powinnam napisać coś więcej o One Shocie,ale po pierwsze nie mam do czego się przyczepić po drugie wciągnełam się w tradycyjne opowiadanie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzekam na next, to jest świetne!!
OdpowiedzUsuń