czwartek, 7 maja 2015

Two­ja miłość jest no­wot­wo­rem me­go serca

-Pamiętasz wszystko, co ci powiedziałam? - Mama chyba po raz setny zadała to pytanie, poprawiając sobie włosy przed lustrem w przedpokoju.
-Mamo, nie jestem małym dzieckiem... - odpowiedziałam jej beznamiętnie i oparłam się o futrynę drzwi. Niech ona nareszcie wyjdzie! - Idź już, bo zaraz się spóźnisz.
Brunetka spojrzała na wyświetlacz telefonu komórkowego i przyznała mi rację. Pospiesznie sięgnęła po torebkę leżąca na komodzie i założyła wysokie szpilki.
-Żadnych wygłupów, córuś. - Podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek. Wywróciłam teatralnie oczami, na co kobieta zaśmiała się.
-Pa, mamo. - Dosłownie wypchnęłam ją za drzwi, które potem dokładnie zakluczyłam. Jest piętnaście minut przed dziewiątą, więc mam calusieńką noc wolną. Mama powinna wrócić nad ranem ~ zawsze wracała o tej porze z tych jej bankietów. Dla mnie to lepiej.
Usłyszałam stuknięcie w szybę, więc zerwałam się z miejsca i podbiegłam do okna, które następnie uchyliłam.
-Tęskniłem... - szepnął głos mojego anioła.
Nie odpowiedziałam, tylko wpiłam się w jego usta z zachłannością. Tak bardzo brakowało mi naszych pocałunków przez ten cały miesiąc rozłąki. Tak właśnie żyliśmy ~ cztery tygodnie osobno, pare godzin razem. Nasi rodzice nie akceptowali naszego związku. Traktowali nas jak małe dzieci, które jeszcze nie wiedzą, czego chcą. Niejednokrotnie próbowali znaleźć nam innych, "lepszych" partnerów, jednak ich starania zawsze szły na marne. Ja kochałam Rossa, Ross kochał mnie. Byliśmy w sobie niezaprzeczalnie zakochani, a nasi rodzice nie mieli tu nic do gadania.
Ja, według ojca mojego ukochanego, zbyt często przeklinałam i nosiłam zbyt niechlujne ubrania, natomiast zdaniem mojej matki, Ross był zbyt grzeczny i ułożony. Twierdzili, że w ogóle do siebie nie pasujemy. Mówili, że my to dwa różne światy. Tak, dwa różne światy, które po połączeniu wydają się być idealne. Tak to sobie tłumaczyłam.
Wracając do opinii pana Lyncha, nie uważałam ,że nosiłam jakieś mało schludne ciuchy. Po prostu nie zakładałam sukienek każdego dnia, bo to byłoby męczące. On i jego żona uważali inaczej. Ich ubiór zawsze był nienaganny, wszystko było dopicowane i perfekcyjne. Oczywiście, że większość musi wyglądać elegancko i przyzwoicie, jednak nie preferowałam aż takiej obsesji na punkcie wyglądu czy majątku. Dla mnie liczył się styl życia, reszta nie miała kompletnego znaczenia.
Chciałam zmienić Rossa, gdyż nie zniosłabym myśli, że stał się taki jak oni. Musiałam dopilnować, aby zawsze był sobą i nigdy nie ulegał swoim rodzicom. Ja zmieniałam jego, on zmieniał mnie. Proste i logiczne.
-Wpuścisz mnie do środka? - zapytał, odrywając się ode mnie.
Otworzyłam szerzej okno, a blondyn wskoczył do salonu.
-Niczym Romeo i Julia - zaśmiałam się.
Chłopak położył ręce na mojej talii i złożył kolejny pocałunek na moich ustach, które bezsprzecznie spragnione były jego ust. Nie tylko ust. Pragnęłam jego ciepła, jego dotyku, zapachu. Nareszcie mogłam się tym nacieszyć.
-Co dzisiaj robimy? - zapytałam, przygryzając wargę. Zarzuciłam mu ręce za szyję i spojrzałam w te duże, brązowe oczy, które za każdym razem mnie hipnotyzowały.
-Właściwie to muszę już iść - odpowiedział.
Zatkało mnie. Dopiero co przyszedł i już musi wychodzić? Coś musiało być na rzeczy.
Dotknęłam ręką jego torsu, zakrytego białym t-shirtem i wpiłam wzrok w podłogę. Chciałam, abyśmy tej nocy byli razem, dla siebie i bez żadnych przeciwwskazań. Czy to tak wiele?
-Zobaczymy się za miesiąc, obiecuję - powiedział i ponownie złączył nasze usta. Mimo że byłam zła, przeszły mnie te przyjemne dreszcze, które odczuwałam przy jego obecności.
Przecież to tylko miesiąc, wcale nie tak długo, no nie? Musimy dać radę, dla niego zrobiłabym wszystko. Nie ważne, czy widzimy się codziennie, czy raz na miesiąc, bo kocham go tak samo. Mimo że cholernie za nim tęsknie podczas jego nieobecności.
-Kocham Cię, Ross.
-Ja Ciebie też kocham - powiedział i musnął mój policzek. Następnie wyskoczył przez okno, a ja odprowadzałam go smutnymi oczami. Gdy zniknął z mojego pola widzenia, zrezygnowana opadłam na fotel, który nie należał do zbyt wygodnych. Jęknęłam cicho, kiedy mój tyłek uderzył o twarde siedzenie. Nie przeszkodziło mi to jednak w wykonywaniu moich "ulubionych" czynności, więc wzięłam pilot do ręki i włączyłam telewizor. Bezsensownie naciskałam po kolei guziki, aby znaleźć jakiś program, który odpowiadałby moim wymaganiom. Jak zwykle nic ciekawego nie znalazłam. Nie miałam nic ciekawego do roboty, więc postanowiłam, że pójdę się zdrzęmnąć. Zmęczenie i tak powoli opanowywało moje ciało, więc stwierdziłam, że to nie najgłupszy pomysł. Wyciągnęłam koc, którym następnie się przykryłam, a potem poprawiłam poduszkę leżącą pod moją głową. Ułożyłam się wygodnie, po czym od razu odpłynęłam.

-Lauro, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Błagam, niech moja choroba nie przeszkodzi Tobie w pełni szczęścia. Ja zawsze będę obok Ciebie, nie ważne, czy w tym świecie. Będę o Tobie pamiętał, będę nad Tobą czuwał. Lau, słyszysz mnie? Kocham Cię.

Obudziłam się cała zasapana z myślą, że to już koniec. Koniec tej udręki, smutku i żalu, koniec bólu. Jednak gdy moje oczy skierowały się w stronę Rossa, wiedziałam, że jeszcze musimy pocierpieć. To początek końca.
Wycieńczone ciało blondyna leżało w szpitalnym łóżku. Po jego bladej skórze spływały pojedyncze krople potu, jego sine usta łaknęły powietrza, a zimna, obca mi dłoń trzymała moją dłoń.
Minęły trzy dni. Dopiero trzy dni, odkąd powiedział mi o swojej chorobie. Dokładnie trzy dni temu minął miesiąc, odkąd widzieliśmy się w moim domu po raz ostatni. Trzy dni temu zaczął się mój koszmar.
-Panno Marano, proszę do mnie. - Lekarz wychylił się zza drzwi i poprosił mnie na zewnątrz. Delikatnie położyłam dłoń Rossa na jego brzuchu i po cichu opuściłam pomieszczenie.
-Stan pani matki nie uległ poprawie, ciągle podłączona jest do respiratora. To już dziewięć dni, przykro mi, ale nic więcej nie uda nam się zrobić. - Mówił  zatroskany doktor.
Wlepiłam wzrok w podłogę, a z oczu pociekły mi słone łzy. Wiedziałam, że tak to się skończy. Wiedziałam, że nie powinnam pozwolić jej tam jechać. Wtedy nie byłoby wypadku, nie byłaby w tym stanie. Moja mama żyła tylko i wyłącznie dzięki jakiejś maszynie. Nie było z nią żadnego kontaktu, nie mogłam się pożegnać. Dlaczego śmierć musi być aż tak bolesna? Kiedy byłam mała, myślałam, że odczuwają ją tylko ludzie, którzy przechodzą w ten stan. Teraz wiem, że śmierć bliskiej osoby boli bardziej, niż własna. Odejście kogoś ważnego zabija również cząstkę nas.
-Narządy pani matki są nadal w odpowiednim stanie. Wiadomo nam, że to pani chłopak jest w kolejce do przeszczepu. Ma 70% szans na przeżycie, jeśli tylko znajdziemy dawcę.
W tym momencie dotarło do mnie wszystko. Byłam zdziwiona, że w tym stanie cokolwiek zrozumiałam. Byłam zrozpaczona, pełna żalu, ale umiałam słuchać.
Rozważałam dwie opcje: albo Ross przeżyje dzięki wątrobie mojej mamy, albo umrze i zostanę zupełnie sama. Wiedziałam, że moja rodzicielka nie trawiła mojego aniołka, i tu był problem. Nie chciałam robić czegoś, czego ona by nie zaakceptowała. Ale czy miałam wybór?
-Zgadzam się na wszystko, panie doktorze.
Mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu i spojrzał na mnie ze współczuciem. Po chwili podeszła do niego pielęgniarka, więc oddaliłam się w mgnieniu oka. Nie wróciłam do mamy, choć wiem, że powinnam. Powinnam podejść, podziękować za te wszystkie lata i być z nią do końca. Ale tego nie zrobiłam. Dlaczego? Po prostu się bałam. Bałam się spotkania z nią, bałam się zobaczyć moją matkę, która praktycznie nie jest już żywa. Wiedziałam, że to zniszczyłoby mnie do końca. Nie mogłabym patrzeć na to, jak odłączają ją od respiratora. Sama świadomość tego, że ona odeszła, powoli mnie zabijała.
Kiedyś się zobaczymy, mamusiu...
Pobiegłam do sali, w której leżał Ross. Spojrzałam na jego osłabione ciało, które było mi tak obce... Choroba wykańcza człowieka, staje się on nie do poznania. Ale on z tego wyjdzie, już nie długo.
Nachyliłam się nad nim i musnęłam delikatnie jego wargi, które zdawały się delikatnie poruszyć.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Niedługo będziemy razem, będziemy szczęśliwi. Kocham Cię, Ross.


O matulu, długo mnie tutaj nie było... Ale jestem, wróciłam! Postaram się dodawać coś częściej.
Co do tego wyżej... Nie jestem zadowolona, jak zawsze XD Wszystko nie wyszło tak, jak miało wyjść. Chyba niezbyt wychodzi mi pisanie One Shotów ;-;
Dobra, koniec marudzenia... Do napisania! ♥

poniedziałek, 4 maja 2015

Ważne

Wraz z Ferką mamy swoje własne blogi, którym poświęcamy znacznie więcej czasu niż temu.
Jednak nie chcemy żeby blog był bezużyteczny.
Dlatego jeśli nie macie bloga, a chcecie podzielić się swoją twórczością i dowiedzieć się jak wam idzie pisanie- napiszcie OSa, a my go opublikujemy.
Oczywiście One Shota może napisać każdy, a także dołączyć do obsady, czyli być współtwórcą tego bloga.
Prace przesyłajcie na mojego maila: Alexxx2408@wp.pl
Lub gmaila:
Zwariowanaaa2408@gmail.com
Jednak pewnejszy jest adres pierwszy, gdyż w drugim nie jestem pewna co do poprawności XD
To samo dotyczy się osób chcących prowadzić z nami tego bloga:
W mailu do mnie powinien znajdować się:
1.Przykładowy one shot .
2.kontakt na FB bądź TT.
3.Gmail na którym macie założone konto google.

Dziękuję za uwagę ;*

Zapraszam jeszcze na mojego bloga:

KLIK

Moim celem jest zdobycie tam 40-stu obserwatorów. Pomożecie? ;)
~Alex <3